Jet lag, powrót do życia

Powroty do życia są trudniejsze niż jet lag.

Powrót do życia bywa trudniejszy niż jet lag. Te słowa usłyszałam od mojej córki, gdy wracałyśmy ze wspólnego wakacyjnego wyjazdu. Przyznam, że wracają one do mnie często. I to nie tylko w kontekście wakacyjnym czy urlopowym, ale zupełnie codziennym.

To chyba dlatego, że statystyczny człowiek powrót do życia zalicza średnio kilka razy w tygodniu. Ja też. Dlaczego?

Bo „życiem” zwykliśmy nazywać to, co nie cieszy i nie rośnie skrzydeł, tylko po prostu jest, jakie jest. Natomiast czas, w którym odczuwamy spokój, komfort i radość, to dziś zaledwie pauza, przerwa, reset i co najwyżej – urlop od życia.

W którym momencie tak się nam zmieniło postrzeganie świata? Nie mam pojęcia.

Może stało się to z chwilą, w której zamieniliśmy sen na dodatkową pracę, kolację z bliskimi na fast food z knajpy obok biura, książkę przed snem na szybki przegląd social mediów, a wyjście z dzieckiem – na call’a z kontrahentem, który w sumie mógłby się odbyć kolejnego dnia w czasie pracy, a nie w porze, w której powinniśmy być już zupełnie gdzie indziej.

Życie bywa gorsze niż jet lag. Być może, ale im bardziej o tym myślę, tym częściej dochodzę do wniosku, że to dlatego, że wracamy z podróży zamiast w niej pozostać.

Podróż to przyglądanie się światu. Nie tylko temu na drugiej półkuli – także temu za oknem własnego mieszkania. To picie kawy bez pośpiechu, to wolna sobota, to wspólny posiłek i rozmowa – taka staromodna – z użyciem aparatu mowy, czyli ust, a nie – kciuków.

Skoro powrót do życia jest gorszy niż jet lag – to po co wracać?

Może okaże się, że gdy postanowimy nie wracać – wróci nam właściwe postrzeganie tego, co najlepsze? Dla nas i w nas…

Dobrego dnia, fajni Ludzie. Lubicie podróże w głąb siebie, czy wolicie all inclusive, gdzie wszystko już przygotowane, wymyślone i tylko brać?

Newsletter

Zostaw swój e-mail, aby otrzymywać informacje o nowych wpisach na blogu!